środa, 7 października 2009

Decyzja

Ta decyzja była nieuchronna.
Powstrzymywała mnie przed nią wyłączne odpowiedzialność.
Byłem i jestem eksperymentem na własnej osobie.
Skamieliną która wbrew pozornym prawom natury wciąż żyje i ma się całkiem dobrze.
Postanowiłem, tytułem próby, opowiedzieć o swoim życiu.
Wybrałem do tego społeczność globalnej sieci.
Niestety już na samym początku spotkałem się z kompletnym niedowierzaniem.
Ba, moje jakże pełne powagi i przejęcia wagą chwili słowa zostały potraktowane jako żart, jako blogowa prowokacja.
Wylatuję dziś w interesach ale niebawem powrócę w domowe pielesze i podejmę chyba ten heroiczny trud spisania swoich losów.


Dzień pierwszy.


Jestem Stasiu Wokulski.
Zapewniam Was o tym solennie.
Dziwne są koleje losu.
Onegdaj, wieki temu, miałem 45 lat i tak do dziś pozostało.
To wyjątkowe wyróżnienie ale i przekleństwo.

Hmm...

Byłem kiedyś pryncypałem pewnego naukowca, doszliśmy do wielkiego odkrycia, dziś
można by to nazwać trwałym dylatowaniem wiązań subatomowych. Wystarczy Wam
wiedzieć że uzyskaliśmy metal lżejszy od powietrza!
Tak, tak! I nie patrzcie na mnie takimi wielkimi oczami!
Odkrycie to dziwnym zrządzeniem losu przepadło na wieki.

A było to tak...

Podczas wojny jak Wiecie zrobiłem majątek parając się handlem. Dużo by tu można
opowiadać, jedno Wam rzeknę mój znajomy Rosjanin poznał mnie kiedyś z pewnym
Francuzem. Niezwykły był z Niego człowiek.
Po latach od tego pierwszego spotkania, wiedząc że człek jest wpływowy
postanowiłem wciągnąć Go do spółki która miała produkować lżejsze od powietrza
aeromobile.
Uruchamialiśmy już produkcję i tu zdarzyło się wielkie nieszczęście. Przez
pośpiech, nieuwagę, czy bezmyślne przeoczenie jakiegoś pracownika doszło do
wielkiego pożaru w laboratorium i przyległej fabryce. A co najgorsze zginął w
niej profesor i spłonęły wszystkie dokumenty!
Ja sam zostałem ciężko ranny w tej katastrofie a ocalałem nie dzięki wysiłkom
lekarzy, bo ci postawili już na mnie krzyżyk, tylko dzięki tajemnej miksturze
zaaplikowanej mi przez mojego wspólnika i przyjaciela owego Francuza o którym
wcześniej Wam wspominałem.
Pewnie myślicie że Wokulski to straszny zgred i nudziarz?
Tak byłem nudziarzem we współczesnym tego słowa rozumieniu.
Każda epoka ma swój styl i szyk. Mi dane było przeżyć wiele epok i naocznie obserwować jak zmienia się świat i obyczaje.
Nie znacie jednak z pewnością, czemu się nie dziwię, wielu arcyciekawych historycznych kwestii....
Wszak jedną z nich jest mój wiek i fakt że do was piszę te słowa.
Wystarczy Wam wiedzieć że ów Francuz, nieodżałowanej pamięci bowiem przyszło mu
zginąć w czasie ostatniej wojny, napoił mnie wówczas, jak Wam rzekłem, tajemniczą
miksturą, która nie tylko przywróciła mnie do pełnego zdrowia ale co
spostrzegłem dopiero po wielu latach okazała się eliksirem młodości!

CDN

2 komentarze:

  1. No pieknie sie zrobiło Stasiu...chetnie wprosze się w te progi... narodzin młodości..a juz myslałam że uciekłeś szukać orgazmów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. :-)nie założone konto więc anonim,pozdrawiam Wokulskiego/kasia

    OdpowiedzUsuń